niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 5


Kochani! Wiem, że nawaliłam. Wiem, że już dawno miał być ten rozdział, ale nie dałam rady :c Nie będę się tłumaczyć, bo to bez sensu. Po prostu wstawiam ten rozdział i liczę, że wciąż tu jesteście i mi wybaczycie tę przerwę. Dziękuję, za to, że czytacie, a przede wszystkim komentujecie. To daje mi siłę by pisać, bo powoli tracę wiarę w swoje możliwości..
W razie pytań, znajdziecie mnie na asku: http://ask.fm/HaleyElena

Wasza Hal ♥




 Kolejny miesiąc minął zadziwiająco szybko. Nie obyło się, rzecz jasna bez swego rodzaju, wygłupów z ich strony. Jednak w gruncie rzeczy uczniowie i nauczyciele przywykli już do nietypowej przyjaźni dwójki Gryfonów i czwórki Ślizgonów, to też ich zachowanie i żarty nie budziły już aż takiej kontrowersji.
 Tego dnia Hermiona była bardziej pobudzona niż zwykle, a wszystko za sprawą Dumbledore'a, który ogłosił, że raz w miesiącu przez tydzień czasu odbywać się będzie Mugolski Tydzień. Miało to polegać na tym, że co trzecią niedzielę, grupki, w skład których wchodziła przynajmniej jedna osoba z mugolskiej rodziny, miała zamieszkać w wynajętych mieszkaniach i żyć zupełnie bez magii w mugolskiej części Londynu. Był sobotni wieczór i dziewczyny pakowały się właśnie na swój pierwszy wyjazd. Entuzjazmu Hermiony nie ostudziła nawet informacja, że mieszkanie będzie dzielić z Malfoy'em.
 - Nie mogę się doczekać jutra! Harry obiecał mi, że pokażecie nam tefelizor i patefon komórkowy! - podekscytowana Leni usiadła na parapecie i zaczęła pleść warkocza.
 - Jak coś to telewizor i telefon komórkowy, Leni - poprawiła ją Granger, pokazując język. Elena wywróciła oczami. Pansy w tym czasie zastanawiała się czy spakować zieloną sukienkę i kremowe buty, czy może czerwoną spódnicę i czarne szpilki. Nie umiała wybrać. Spakowała oba zestawy.

 Harry Potter poprawił swoje okulary i spojrzał z politowaniem na Blaise'a i Draco, którzy położyli na swoich łóżkach ogromne kufry. On sam spakował się w mały kuferek. Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy i kosmetyki, oraz zestaw ubrań na każdy dzień. Był w stanie zrozumieć, że dziewczyny pakują niezliczoną ilość ciuchów, ale mężczyźni?!
 - Przypominam, że wyjeżdżamy tylko na tydzień. Bawicie się w baby czy na prawdę macie tak wielki kompleks niższości, że musicie maskować to tymi wszystkimi łaszkami? - zapytał z ironicznym uśmiechem.
 - Potter, ten uśmiech do ciebie nie pasuje, wyglądasz jak pies proszący o udko z kurczaka - zaśmiał się Zabini.
 - Albo Weasley, on też uwielbia kurczaka - wtrącił Draco. Cała trójka zaśmiała się z żartu.
 - A wracając do tematu - mówiąc to, Draco podszedł do barku - to nasze kufry muszą pomieścić cały zapas alkoholu, jaki mamy zamiar tam zabrać, Potti.
 Harry wyglądał jakby próbował przetrawić tę informację, ale z marnym skutkiem. Usiadł więc na łóżku i z zainteresowaniem przyglądał się poczynaniom kolegów. Próbował wymyślić co pokażą im w pierwszej kolejności, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Hermiona zdawała się o tym zupełnie nie myśleć. Potter cieszył się, że jego przyjaciółka tak się zmieniła, na lepsze. Kochał ją jak siostrę i pragnął by była szczęśliwa, a teraz wreszcie widział jak odżyła.
 - Halo, ziemia do Pottera! - Zabini machał mu ręką przed oczami. Harry potrząsnął głową.
 - No misiaczku, o czym tak myślałeś, hę? - pogłaskał go po włosach, a oburzony Wybraniec odepchnął jego dłoń. Draco i Blaise zaśmiali się.
 - Czego? - burknął nieco zażenowany.
 - Po prostu chcieliśmy wiedzieć czy wolisz Ognistą czy czystą wódkę? - Draco ostentacyjnie pomachał mu przed twarzą butelką Ognistej Whisky i czystej wódki Chase. Harry zamrugał gwałtownie, a Malfoy westchnął. Nie uzyskał odpowiedzi od czarnowłosego. Spakował obie butelki.

  Hermiona zagryzała wargi, by nie krzyczeć ze szczęścia. Wszystko w niej niemalże krzyczało, miała ochotę skakać. I sama nie wiedziała, czy to za sprawą tygodnia wolnego od szkoły, czy też tego, że miała okazję pokazać przyjaciołom swoje życie codzienne. A może dlatego, że to była swego rodzaju imitacja wolności jaką daje dorosłość? Otworzyła drzwi mieszkania z numerem 14, i prawie wbiegła do środka. Pansy i Elena mieszkały pod numerami 15 i 16, a z nimi Harry i Blaise. Mieszkanie było przestronne. Kuchnia połączona aneksem kuchennym z salonem i jadalnią, sypialnia, garderoba i łazienka. Idealne mieszkanie. I właśnie kiedy miała zatańczyć ze szczęścia, usłyszała czyjś głos:
 - Co będziemy robić, Granger? - spochmurniała. Przez swoją euforię zupełnie zapomniała o jego istnieniu, a teraz tak brutalnie wdarł się do jej głowy i sprowadził na ziemię. Przywołała sztuczny uśmiech i wzruszyła ramionami. Nie chciało jej się odpowiadać. Uratowała ją Pansy, która niczym małe dziecko wbiegła do ich mieszkania:
 - Harry mówi, że powinniśmy zrobić zakupy. Pojedziemy makrem! - podekscytowała się.
 - Metrem - automatycznie poprawili ją z Malfoyem. Hermiona spojrzała na niego zdumiona, a on udawał, że nie widzi jej wzroku. Pansy natomiast machnęła ręką i wyszła. Po chwili między drzwiami, a framugą pojawiła się jej głowa:
 - Za pięć minut na dole.

 Przejażdżka metrem była dla nich wielką atrakcją. Elena, Pansy i Blaise siedzieli z minami dziecka, które doczekało gwiazdki miesiąc wcześniej, i tylko Draco siedział równie wyluzowany i nieco zażenowany jak Hermiona i Harry. Nie zastanowiło to nikogo, dlaczego Malfoy wydaje się znać ten środek lokomocji. Nie mieli na to czasu. Musieli pilnować swoich przyjaciół, którzy z zafascynowaniem wsłuchiwali się w głos oznajmiający, gdzie w następnej kolejności zatrzyma się pociąg. Nie mogli im się dziwić, że gadający pojazd był dla nich czymś nieznanym.
 Przed samym marketem Hermiona dorwała wózek, i zawołała dziewczyny. Nim ktokolwiek się zorientował, już ich nie było widać.
 - Hermiona, nie rozumiem.. Ten wózek służy do przewożenia ludzi? A co jeśli osób jest więcej? - Leni wygięła usteczka w dzióbek. Zawsze tak robiła kiedy coś ją intrygowało, lub nie rozumiała czegoś.
 - Tak, tak.. - odparła z szatańskim uśmiechem Granger, pakując swój tyłek do środka. Znajdowały się w alejce z chemią.
 - Pans, bądź tak dobra i podaj mi papier toaletowy - uśmiechnęła się słodko. Zarówno Pansy jak i Elena zrobiły zdziwione miny. Hermiona westchnęła i wygramoliła się z wózka. Zdjęła z półki dużą paczkę papieru toaletowego, włożyła ją do wózka i sama znów usadowiła się w środku. Usiadła na papierze. Było jej miękko.
 - Yyy.. i co teraz? - zapytała niepewnie Elena. Wzięła do ręki odświeżacz powietrza i nacisnęła lekko. Prysnęło jej w twarz. Hermiona i Pansy zaśmiewały się z niej, do póki nie dojrzały dziwnych spojrzeń stojącej nieopodal rodziny. Szybko oddaliły się z tamtego miejsca. Elena pchała wózek z kuzynką, a brunetka posłusznie truchtała przy nich.
 - Na Salazara.. Moje oczy! - Leni tarła powieki.
 - Musimy jechać szybciej! - mruknęła Hermiona.
 - Och.. co?! - blondynka kolejny raz zrobiła dzióbek. Rozczuliła tym swoją kuzynkę. I właśnie w tym momencie Hermionie przyszło na myśl, że ma idealną okazję na rozmowę z mamą. Ale to jutro, pomyślała z szatańskim uśmieszkiem.
 - Zacznij biec El, no już! - nie trzeba było dwa razy powtarzać, i choć oczy piekły ją niemiłosiernie, i łzawiły mocno, to rozpędziła się i biegła przed siebie. Co jakiś czas opierała ciężar ciała na poręczy wózka, tak by i ona przez chwilę mogła być niesiona przez pęd powietrza. Zaśmiewały się radośnie, ignorując nawoływanie ochroniarza. A potem stało się coś, czego się nie spodziewały. Wjechały w piramidę puszek z ananasem i rozbiły się na niej. Wózek z dziewczyną przewrócił się, a ona sama wypadła z niego i wylądowała na czymś miękkim. Ten sam los podzieliła Elena. Puszki rozsypały się po całym sklepie, kilka z nich spadło im na plecy.
 - Oooch! - jęknęła jedna z puszek spod Hermiony. Dziewczyna przez chwilę zwątpiła w swój stan psychiczny, i zastanawiała się czy to może być objaw wstrząsu mózgu, lecz zaraz dotarło do niej, że to nie puszka, lecz Malfoy wydał z siebie ten żałosny jęk. Podniosła się na łokciach i spojrzała w dół.
 - O, Malfoy! A co ty tu robisz? - zapytała nieco bezmyślnie.
 - A tak sobie odpoczywam, wiesz? - zironizował. Hermiona oprzytomniała, kiedy usłyszała donośny śmiech Pansy i nieco stłumiony przez zagryzione wargi, śmiech Harry'ego. Zeszła z blondyna i usiadła na podłodze, patrząc jak Elena i Blaise próbują się podnieść.
 - Co to ma do cholery jasnej znaczyć!? - podbiegł do nich czerwony na twarzy ochroniarz. Parkinson i Potter ulotnili się w sekundzie.
 - Pan to tak do nas? - Granger spojrzała na niego mało inteligentnie. Mężczyzna zazgrzytał zębami.
 - Ja przepraszam za nią, ona ma wstrząs mózgu - Draco wyszczerzył zęby.
 - Ale co to.. to..to! No co wyście narobili?! - ochroniarz potarł czoło i spojrzał na nich błagalnie.
 - Aaa, to! To nic - Elena klasnęła w dłonie, a Blaise podniósł wózek - robimy zakupy - dodała po chwili. Mężczyzna otwierał i zamykał buzię, próbując coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa. Oprzytomniał dopiero, kiedy zobaczył, że cała czwórka odchodzi z miejsca wypadku.
 - A kto to posprząta? - krzyknął za nimi. Hermiona wróciła się.
 - Pomogę panu - uśmiechnęła się przymilnie, i kiedy ochroniarz miał już jej podziękować, schyliła się i podniosła dwie puszki z ziemi, a potem odeszła z nimi, pakując je do wózka.
 - Lubię ananaski - wzruszyła ramionami.

 Ubrana w szary sportowy kostium siedziała przed telewizorem i oglądała kolejny już dziś odcinek American Horror Story. W międzyczasie zajadała się ananasem. Włosy spięła w wysokiego kucyka, a grzywkę do góry. Uwielbiała takie wieczory, ciche, samotne, przed telewizorem.
 - Nudzi mi się - Draco jęknął, siadając obok niej. Wzruszyła ramionami.
 - To się zajmij sobą.
 - Jak? - zapytał, a ona spojrzała na niego z błyskiem w oku.
 - Jesteś bezpruderyjna, wiesz?
 - Głodnemu zawsze chleb na myśli - odcięła się.
 - I głodny głodnemu zawsze wypomni - Malfoy złapał stojącą na ławie puszkę po ananasach i wypił z niej sok. Hermiona przyglądała mu się przez chwilę, mrużąc oczy.
 - O-keeej - zaakcentowała śpiewnie - możemy wyjść na spacer.
 - Ale tak w nocy? - udawał przerażenie. Nie kupiła tego.
 - Weź swój magiczny patyczek, i idziemy się przejść - zdecydowała. Wstała z kanapy i spojrzała na ekran. Constance właśnie opłakiwała swoją córkę Adelaide, która zginęła pod kołami samochodu. Wyłączyła telewizor.
 - Nie żeby coś, Granger... Ale ty na prawdę jesteś zboczona - przewróciła oczami.
  Noc była ciepła jak na październik w Londynie. Na niebie było mnóstwo gwiazd. Hermiona zaprowadziła Draco nad Tamizę, w miejsce, które zdawało się być zaczarowane. Była to mała polanka, zewsząd otoczona drzewami i krzewami, które teraz przybrały barwy żółci i pomarańczu. Na środku znajdował się duży głaz, na którym usiedli. Hermiona zrzuciła ze stóp swoje białe tenisówki i zanurzyła stopy w wodzie.
 - Tu przychodziłam, kiedy chciałam pobyć sama - powiedziała nie patrząc na niego. Skupiła się na swoim czekoladowym lodzie, którego kupili po drodze tutaj. Draco z kolei przyjrzał jej się uważnie. Była piękna. Chciał jej to powiedzieć, ale stchórzył. Zamiast tego położył się na plecach i wpatrywał w niebo.