poniedziałek, 13 stycznia 2014
Rozdział 6
WAŻNE!!
Kochani, przede wszystkim przepraszam za opóźnienie ;* Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, tym bardziej, że nie pisałam go sama! W tym, oraz w następnym rozdziale będziemy mieć gościa specjalnego, którym jest Aga! Będzie ona mugolską znajomą Hermiony... zresztą sami zobaczycie! :) Aga sama wykreowała swoją postać i stworzyła dla niej dialogi i opisy sytuacji z udziałem jej bohaterki. Także rozdział jest dziełem naszej współpracy! ♥ Dziękuję Aga, fajnie gościć Cię w rozdziale i fajnie jest z Tobą ten rozdział tworzyć. Cieszę się, że miałam okazję Cię poznać ^^ A teraz moi mili, serdecznie zapraszamy do czytania i liczymy na wasze szczere opinie! :D ♥
Następnego dnia Hermiona zabrała dziewczyny na zakupy w pobliskim centrum handlowym, Harry z kolei postanowił zwiedzić ze swoimi nowymi kolegami kilka pobliskich barów. Jak na mugolskich chłopców przystało, zamówili sobie piwo, paluszki solone, i porcję tłustych udek z kurczaka. Siedzieli wygodnie na kanapach baru U Patsy i oglądali mecz rugby, który właśnie leciał w TV. Z początku ciężko było czarnowłosemu wytłumaczyć pozostałym zasady tej gry, ale przy drugim browarze, chłopcy radośnie wykrzykiwali różne kibicowskie teksty i przyśpiewki.
Hermiona z kolei zabrała przyjaciółki na duże zakupy, gdzie, jak to baby, każda z nich wróciła do domu z wielkimi torbami, pełnymi nowych ciuchów. W drodze powrotnej wstąpiły do fryzjera i kosmetyczki, a później do mini SPA. Pansy i Elena były w swoim żywiole, choć to był ich pierwszy kontakt z mugolskimi upiększaczami. Po relaksującej wizycie w SPA, Hermiona zabrała dziewczyny do swojej ulubionej włoskiej restauracji na obiad. Usiadły przy stoliku i zamówiły dania.
- Co powiecie na grill dziś wieczorem? - zapytała Hermiona.
- Na co? - Elena zmarszczyła nos i przygryzła widelec. Nie miała pojęcia czym jest grill.
-Barbecue. To takie spotkanie w małym, fajnym gronie, gdzie piecze się kiełbaski, karkówkę i co tylko macie ochotę, na kratce nad ogniem. Do tego oczywiście obowiązkowo alkohol i nastrojowa muzyczka. Zabawa murowana - Pansy i Leni wymieniły się spojrzeniami.
- Jestem za! - wykrzyknęły radośnie. Obiad zjadły w ekspresowym tempie, jakby ich sam Merlin gonił, bowiem wizja przed imprezowych zakupów bardzo je podniecała. Hermiona miała w portfelu, oprócz galeonów i knutów, całkiem sporo funtów. Na szczęście! Zapłaciła więc za ich rachunek i wyszły z restauracji. Kolejnym punktem, do którego się udały był osiedlowy supermarket.
- Ale to nie jest ten sklep, gdzie kupiłyśmy ostatnio ananaski? - zapytała dziwnie podekscytowana i zarazem nieco zasmucona Elena. Hermiona przyjrzała się kuzynce i stwierdziła, że pobyt w mugolskiej części Londynu dobrze jej robi. Leni odżyła, poznała nowe rzeczy.
- Nie, Len. To zupełnie inny sklep, ale dzięki że przypomniałaś... Muszę kupić ananaski! - Pansy zaśmiała się z ostatniego stwierdzenia Granger i weszły do sklepu. Wózek pchała Parkinson, tym razem żadna z nich nie wpakowała swojego tyłka do środka. Przeszły do spożywczej alejki.
- Weźmiemy ze cztery opakowania kiełbasek, nie?
- Mnie nie pytaj! - Elena nie słyszała pytania kuzynki, gdyż z wielkim zaangażowaniem wpatrywała się w pracownika marketu, myjącego podłogę. Jechał on bowiem czymś, co Elenie wydało się niezwykle magiczne.
- O ja pierdyle merlinowskie grządki! Czy on też jest czarodziejem? - zapytała konspiracyjnym szeptem. Hermiona podążyła wzrokiem w miejsce, gdzie patrzyła Elena... i strzeliła klasycznego face palm'a.
- El, to mugol. A to urządzenie jest zupełnie zwykłym, mugolskim urządzeniem - spokojnie wytłumaczyła, pakując do wózka ketchup, musztardę i sos czosnkowy. Blondynka pokiwała głową i zaczęła przyglądać się butelkom z octem.
- A gdzie zrobimy tego grilla? - zapytała Parkinson. Elena odwróciła się w ich stronę gwałtownie i zaczęła podskakiwać z ręką wyciągniętą w górę.
- O, ja wiem! Ja wiem! - jej oczy wyrażały szczere zadowolenie ze swojego pomysłu, więc Hermiona machnęła dłonią w jej stronę, dając jej tym przyzwolenie na wypowiedzenie tego co ma na myśli.
- W salonie! Będzie idealnie, blisko do kuchni i milusiooooo - obróciła się w okół własnej osi. Granger westchnęła ciężko, po czym pogłaskała blondynkę po włosach, szepcząc pod nosem "tak, tak".
- A czy to nie grozi pożarem? - zapytała Pansy, analizując sytuację sprzed kilku sekund.
- No gdybyśmy były w Hogwarcie to bym ci przyznała pięć punktów! - Hermiona, tak jak jej kuzynka, klasnęła w dłonie.
- Czyli nie w salonie?
- Nie, Leni. Barbecue zrobimy na tarasie, bo mamy całkiem spory balkon. Chodźcie, weźmiemy te kiełbaski i jakieś inne mięso - w alejce z lodówkami i zamrażalkami owiał je nieprzyjemny chłód. Elena skrzywiła się nieco i ze smutną miną objęła się ramionami. Hermiona w tym czasie pakowała do wózka cztery opakowania kiełbasek, pięć opakowań z karkówką w marynacie i kilka paczek udek z kurczaka. Wpadła na pomysł, że zrobią kilka sałatek i jakieś warzywne kąski, także udały się na dział warzywno-owocowy. Tam spakowała do wózka dwa kilo pieczarek, trzy zielone ogórki, po dwie papryki; zieloną, czerwoną i żółtą. Następnie wróciły na dział mięsny po szynkę i ser żółty. Hermiona co chwilę przypominała sobie o jakimś składniku, który będzie im bardzo potrzebny, więc biegały po sklepie jak opętane, a po kilkunastu minutach ich wózek był pełen, aż po brzegi.
- Hej, Pans! Gdzie jest Leni? - Hermiona zaczęła się niespokojnie rozglądać za kuzynką, ale nigdzie nie mogła jej dostrzec.
- No na wściekłe hipogryfy, czy ona zawsze musi gdzieś zniknąć? - wzburzyła się ciemnowłosa.
- Ale kto?! - zapytała szczęśliwa blondynka, wyłaniając się z jednej z alejek i w podskokach zmierzając do koleżanek. Granger ze zmrużonymi powiekami przyglądała się jak jej kuzynka wrzuca coś do koszyka.
- El, a po co ci to? - zapytała przesłodzonym głosem, a Leni zamrugała gwałtownie powiekami, jakby niepewna swoich myśli.
- Ale... Wyglądają na smaczne!
- Tampony?!
- Cukierki!!
- To nie są cukierki, El!
- Co to są tampony?! - Hermiona wytrzeszczyła oczy i spłonęła rumieńcem. Ich wymiana zdań była głośniejsza, niż chciała, a przechodzący obok chłopcy, przyglądali im się z dziwnymi uśmieszkami.
- Potemciwytłumacze! - wyrzuciła na jednym wdechu i pospiesznie oddaliła się stamtąd. Pansy i Elena spojrzały na siebie zdziwione, wzruszyły ramionami i poszły za szatynką. Znalazły ją w alejce z napojami, gdzie wrzucała do koszyka puszki Pepsi, których była już całkiem spora górka.
- Eee... Hermiona? Wszystko w porządku? - Granger zamrugała oczami i kiwnęła głową.
- Do kasy...
- Co?!
- Idziemy zapłacić...
Krzątały się po kuchni przygotowując potrawy na barbecue. Hermiona kończyła kroić warzywa na sałatkę, a Elena nadkrajała kiełbaski. Pansy w tym czasie robiła sos pomidorowo-bazyliowy. Kiedy chłopaki przekroczyli próg mieszkania panny Granger i Malfoy'a, do ich nozdrzy doszedł aromatyczny zapach czosnku i pomidorów. Zszokowani spojrzeli na siebie, i szybko udali się do kuchni. Zastali gotujące koleżanki.
- A co tu się dzieje? - zapytał Malfoy.
- Będziemy mieć barbecue! - Elena, podekscytowana nadchodzącym wydarzeniem, machnęła ręką, w której trzymała nóż. Owe narzędzie wyślizgnęło się z jej drobnej dłoni i przeleciało ze świstem kilka cali od głowy Dracona. Hermiona wciągnęła głośno powietrze i zapomniała przed dłuższą chwilę o wypuszczeniu go z płuc. Malfoy znieruchomiał, a Harry i Blaise wpatrywali się tępo w nóż, który utkwił w ścianie za ich kolegą. Nieświadoma niczego Pansy nuciła sobie pod nosem tylko jej znaną melodię, wsypując przy tym suszoną bazylię do sosu. Z kolei Elena uśmiechnęła się słodko do blondyna, i niczym niewzruszona wyciągnęła w jego stronę tackę z surową karkówką.
- Chcesz spróbować? - zapytała słodko. Malfoy ześlizgnął się z krzesła i podszedł do Hermiony. Złapał ją za ramiona i lekko potrząsając nią, rzekł:
- Zrobiłaś z niej potwora!! - dziewczyna wciąż pozostawała w szoku i nadal nie przypomniała sobie o oddychaniu, przez co zrobiła się strasznie blada. Draco spojrzał na Pansy, a ta uderzyła koleżankę z całej siły w plecy, aż powietrze wyleciało z niej z głośnym świstem.
- Auć... - mruknęła.
- Lekko się zawiesiłaś. Bolało? - spytała z troską Parkinson.
- A skąd! - sarknęła rozmasowując bolącą łopatkę i łypiąc groźnie na czarnowłosą.
- A co z tym barbecue? - zapytał, lekko przesuwając się za Hermionę, kiedy zauważył, że Elena odwraca się w jego stronę.
- No, postanowiłyśmy zrobić grill party na balkonie. Zamiast zadawać tyle noży... znaczy pytań. Pytań! To pomoglibyście przygotowywać jedzenie.. - odparła wciąż skonfundowana Hermiona. Po czym wyjęła z szafki sporą, plastikową miskę, wsypała do niej pokrojone warzywa i podała ją Leni.
- Ty lepiej zajmij się sałatką. Dopraw ją do smaku i włóż kilka łyżek majonezu, tylko nie za dużo.
Hermiona uwielbiała gotować, a jeszcze bardziej uwielbiała dyrygować ludźmi, dlatego kiedy każdemu dała już zadanie do wykonania, wyjęła ze swojej torebki paczkę cienkich, mentolowych LD i odpaliła papierosa od kuchenki. Zaciągnęła się rozkosznym dymem i z wielką przyjemnością przyglądała się poczynaniom swoich przyjaciół. Nagle dało się słyszeć dziwny dźwięk, który wprawił każdego w osłupienie. Pansy z wrażenia upuściła łyżkę, a Blaise krzywo pokroił pieczarkę. Wszyscy patrzyli po sobie zdziwieni, próbując zlokalizować źródło dziwnej melodii.
- Na gacie Merlina! - Hermiona pacnęła się w czoło - To moja komórka!! - zaśmiała się nerwowo, wypuszczając dym z ust. Z torebki wygrzebała swój telefon i odebrała.
- Halo? - wszyscy, oprócz Harry'ego, wpatrywali się w nią jak w malowane wrota.
- Hermiona? - usłyszała w telefonie.
- Tak, a kto mówi??
- To ja, Agnieszka. Agnieszka Gross.
- O matko, Aga! Kiedy ostatnio gadałyśmy? Nie odpowiadaj, bo się załamię! - Hermiona usiadła na barowym krześle i zgasiła papierosa w popielniczce. Jej przyjaciele wciąż przyglądali jej się zdumieni, a Elena załamała ręce, szepcząc, że jej kuzynka zwariowała - Słuchaj, a co robisz dziś wieczorem? - dodała posyłając innym uśmiech i pokazując im język.
- Moje jedyne plany to siedzenie w domciu, zawinięcie się w koc, wzięcie kubełka lodów czekoladowych i oglądanie jakiegoś romansidła. A co, coś się stało?
- Nieeee, tylko jestem właśnie w Londynie. Ale masz wyczucie! Dziś o 19:00 widzę cię u mnie. Fleet Street 890/14. Robię barbecue z moimi przyjaciółmi ze szkoły. Alkohol obowiązkowy - Granger zaśmiała się do słuchawki, po czym podeszła do miejsca pracy Pansy. Palcem nabrała trochę sosu i spróbowała go. Po chwili uniosła do góry kciuk, dając tym samym znak swojej przyjaciółce, że sos wyszedł jej wyśmienity.
- Hehe, tak jest kapitalnie. Oprócz alkoholu coś jeszcze przynieść? I z chęcią poznam twoich przyjaciół.
- Tylko siebie - zażartowała, po czym żegnając się odłożyła słuchawkę. Rzuciła się Harry'emu na szyję i oplotła nogami w biodrach. Potter nie spodziewał się takiego ataku, więc lekko się zachwiał, ale szybko złapał równowagę i zaczął kręcić się w kółko ze swoją wieloletnią przyjaciółką.
- Będziemy mieć gościa! Przyjdzie moja koleżanka z dzieciństwa. Bardzo was proszę, zachowujcie się nieco bardziej... mugolsko. Ona myśli, że mieszkam w Stanach z babcią i tam też chodzę do prywatnej szkoły z internatem. Powiedziałam jej, że jesteście moimi przyjaciółmi ze szkoły, więc liczę że dacie sobie radę - brązowowłosa zeskoczyła z Pottera i poklepała nieco przestraszonego Blaise'a po plecach.
Hermiona ubrała się w luźny strój i wyszła na taras przyszykować nakrycie stołu. Harry podpalał grilla, a reszta szykowała się w swoich mieszkaniach.
- Emm.. Hermiono? Co sądzisz o naszych nowych znajomych? - zapytał nieśmiało. Ręką przejechał po twarzy zostawiając na poliku czarną smugę. Granger uśmiechnęła się pod nosem, wyjęła z opakowania serwetkę i podeszła do przyjaciela. Delikatnie starła mu brud z twarzy.
- Wiesz Harry... Myślę, że wiele się zmieniło od zeszłego roku. Cieszę się, że poznaliśmy Pansy, Blaise'a, Elenę i... w sumie nawet Malfoy'a. Każde z nich wniosło do naszego życia coś nowego, ale zarazem wspaniałego. Są cudowni i nie zamieniłabym ich na nikogo innego.
- Nawet Malfoy'a? - Harry poruszył sugestywnie brwiami.
- Nawet Malfoy'a - wróciła do układania sztućcy i talerzy. Na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech.
- Nie żałujesz końca przyjaźni z Ronem? - zesztywniała. Odwróciła się w stronę przyjaciela i opadła na krzesło.
- Ron się zmienił, Harry. To już nie jest ten sam chłopak, którego poznaliśmy kilka lat temu, i który pomógł nam pokonać Voldemorta. Pokazał jaki jest na prawdę. Czy żałuję? Nie. Szkoda tylko, że Ginny nie chce z nami gadać, i trzyma stronę brata.
- Tak, to prawda. Ginny nie patrzy obiektywnie. Myślisz, że to moja wina?
- Bo nie jesteście już razem? - chłopak kiwnął głową - Harry, prawda jest taka, że widocznie nie byliście sobie pisani. Oboje znajdziecie sobie kogoś, z kim będziecie szczęśliwi. Przeszłość powinno się zostawiać za sobą.
- No i ja tak zrobiłem, ale mam wrażenie że ona jest zazdrosna o P.. znaczy, o nasze kontakty ze ślizgonami.
- Och, Harry! Podoba ci się Pansy? - Hermiona podskoczyła na krześle.
- Nie, wcale...
- Harry! Ty nigdy nie umiałeś kłamać - zaśmiała się wstając, a chłopak spłonął rumieńcem.
- No może trochę... - szatynka podeszła do niego i objęła go ramieniem.
- Nie patrz na Ginny. Idź za głosem serca - odparła nieco enigmatycznie i wyszła z balkonu.
W pomieszczeniu unosił się silny zapach męskich perfum. Wciągnęła go do nozdrzy i delektowała się nim przez chwilę, po czym przeszła do kuchni. Draco palił papierosa, nonszalancko oparty o kuchenny blat. Hermiona usiadła na wysepce i również odpaliła papierosa. Przyglądała się Draconowi z przymrużonymi oczami.
- Mam coś na twarzy? - zapytał po chwili ciszy. Wypuściła dym z ust.
- Nie.
- To czemu mi się tak przyglądasz? - na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Zastanawiam się co ci zrobię, jeśli odwalisz coś dzisiejszej nocy...
- Jaaa?! - udał oburzenie - No wiesz co, Granger? Myślałem, że znasz mnie nieco lepiej...
- Czy zawód boli, Malfoy? - zeskoczyła z blatu i stanęła z nim twarzą w twarz. Prawie. Była od niego kilka centymetrów niższa. Nachylił się do niej, tak że stykali się nosami.
- Wszystko będzie dobrze, Granger. Masz moje słowo - cmoknął ją lekko w nos i odszedł, zostawiając samą. Zaśmiała się gorzko pod nosem i zgasiła niedopałek.
Wszyscy usiedli na tarasie i oczekiwali ostatniego gościa. Stół uginał się od potraw, a na ruszcie piekły się różne przysmaki, które pachniały smakowicie. Draco wyjął z barku Ognistą Whisky i nalał każdemu do szklaneczki z lodem. W tle leciała muzyka, a na twarzach wszystkich osób gościł uśmiech. Chwilę po 19:00 usłyszeli dzwonek do drzwi. Elena ubrana w nieco ślizgoński strój pobiegła otworzyć drzwi.
- Ahoj ci! - przywitała się grzecznie z nieco dziwnym akcentem. Gość spojrzał na nią nieco zdziwiony, zastanawiając się czy dobrze usłyszała. Nie wiedziała, czy to wyzwisko, czy też przywitanie, bo Elena stała z wielkim uśmiechem na twarzy i machała do niej ręką.
- Eeee... hej, jest Hermiona?
- No jasne, wejdź! - otworzyła drzwi szerzej, dając dziewczynie możliwość wejścia do mieszkania - Jestem Elena, ale znajomi mówią na mnie Leni. Ładne rajstopy - dziewczyna wyszczerzyła zęby.
- Haha, a ja jestem Aga. Znajoma Hermi z dzieciństwa. Fajne buty - Elena z błyszczącymi iskierkami w oczach spojrzała w dół na swoje buty, które kupiła w jednym z mugolskich sklepów.
- Dzięęęęki, śliczne są!! Chodź na taras! - złapała gościa za rękę i ciągnąc za sobą, pobiegła na balkon. Kiedy weszły, wszyscy spojrzeli na nich.
- Juu-huu! - krzyknęła El, a Hermiona pisnęła cicho i podbiegła do koleżanki.
- Jak dobrze cie widzieć! - cmoknęła gościa w policzek - Elenę już poznałaś, to teraz kolej na resztę. To jest Harry, mój wieloletni przyjaciel. A to Blaise, Draco i moja ukochana przyjaciółka Pansy. Kochani, a to jest moja znajoma z dzieciństwa, o której wam mówiłam.
- Hej Aga! - krzyknęli wszyscy.
- Masz takie dziwne imię, skąd jesteś? - zapytał mało taktownie Draco. Hermiona posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Hej wam wszystkim, miło mi was poznać. Mam takie dziwne imię bo jest po prababci, która mieszkała w Polsce, blondynie - uśmiechnęła się słodko do blondyna i rzuciła się na swoją starą przyjaciółkę - Hermiona nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! I jeju, ale żeś się zmieniła, na ulicy bym cię nie poznała.
- A myślisz, że ja ciebie bym poznała?! Strasznie wyrosłaś - zaśmiała się - I masz ładne rajstopki - Hermiona polała Adze Ognistej Whisky i podała jej szklaneczkę.
- Na co masz ochotę? - zapytał Harry - mamy kiełbaski, karkówkę, udka z kurczaka i szaszłyki - wyszczerzył zęby.
- Haha, dzięki. El też tak uważa - uśmiechnęła się do panny Snape - Eh, wiesz Harry, nie jestem co do tego przekonana, bo jestem na diecie i to nie byłoby chyba dobre rozwiązanie - zrobiła niepewną minę i upiła trochę alkoholu ze swojej szklaneczki. - Całkiem niezłe, co to?
- Na diecie? - zdziwił się Harry - A z czego ty chcesz się odchudzać? Daaaaaj spokój - rzekł, nakładając na talerz, szaszłyka, karkówkę i kiełbaskę, po czym wyciągnął talerz w stronę gościa.
- Eeee, to jest burbon. Z.. eee... z Francji. Tak, z Francji. Ciotka mi przywiozła - Hermiona uśmiechnęła się niewinnie.
- Tak tylko z piętnaście butelek - dorzucił nieco ironicznie Malfoy.
- No co, ciotka Fiona lubi sobie wypić! - żachnęła Granger. Aga popatrzyła nieco podejrzliwie na Hermionę.
- Coś kręcisz, ale uznajmy, że ci wierzę. Ale musisz mi obiecać, że dostanę taką jedną buteleczkę do domu - uśmiechnęła się przebiegle do Miony, i z powrotem skupiła uwagę na czarnowłosym.
- Jak to z czego? Z tego - pokazała na swój brzuch.
- Uważaj, bo Granger podzieli się swoim alkoholem, nas ledwo co częstuje - Draco postanowił grać. Wczuł się w rolę do tego stopnia, że ostatnie wyrazy dodał płaczliwym tonem. Hermiona spojrzała na niego z politowaniem, a potem na koleżankę smutnym wzrokiem. Westchnęła.
- Niech ci będzie.. - Harry natomiast z wielkim zaangażowaniem przyglądał się brzuchowi Agi.
- Ej, ja noszę okulary, więc widzę bardzo dobrze, ale brzucha nie widzę, więc jedz! - wcisnął jej w ręce talerz ze smakołykami.
- Wiedziałam, że się zgodzisz - powiedziała z pewnością siebie Aga - To się nazywa dar przekonywania, Draco. To jest to coś czego bozia ci poskąpił - uśmiechnęła się do niego wrednie - Harry, nie tak żeby coś, ale pytam tak tylko z troski o ciebie. Czy przypadkiem nie czas zmienić okulary na mocniejsze?
- Czy ona próbuje mnie właśnie obrazić? - Draco spojrzał z udawanym przerażeniem na Blaise'a, a kiedy ten potwierdził skinieniem głowy, westchnął przeciągle, zrobił smutną minę i spojrzał błagalnie na Granger, która nieco go ignorowała.
- Ej, ja mam szkła, które dostosowują się do wady mojego wzroku! No jedz, bo ci wystygnie, zobacz jak Leni ładnie wcina - Elena stała oparta o barierkę i grzecznie konsumowała kiełbaskę, gdy nagle talerzyk wyślizgnął jej się z ręki i spadł w dół, a w jej dłoni został tylko widelec z małym kawałkiem mięsa.
- Oj... Papa kiełbasko - krzyknęła El i pomachała w dół, po czym odwróciła się przodem do reszty, z buzią umazaną ketchupem - Myślicie, że kiełbaski umieją latać?
- Elena, kiełbasy nie latają - Pansy wywróciła oczami - Może pogramy w coś?
- Niech już ci będzie, Harry. Zjem to. Ale jakim niby cudem masz takie szkła, Harry? - spojrzała na niego podejrzliwie - Ja z chęcią w coś zagram, Pan - uśmiechnęła się do niej szeroko - Ale w co?
Harry zaczął pogwizdywać i ostentacyjnie odwrócił się w stronę grilla, udając, że przekręca kurczaka. Pansy natomiast złapała butelkę z whisky i rozlała całą zawartość do szklanek wszystkich obecnych. To co zostało na dnie, wlała sobie do gardła.
- Mniam - oblizała się - W butelkę!!!! - uniosła szkło w triumfalnym geście. Hermiona złapała się za policzki, krzycząc "Tylko nie to".
Subskrybuj:
Posty (Atom)